Ktoś
kiedyś powiedział, że Linux jest darmowy dla ludzi których
czas nie jest nic warty. I mówiąc szczerze, jest w tym dość
dużo prawdy. Szczególnie jeśli chce się korzystać z tego systemu
do zastosowań „domowych” – czyli i do pracy i do
zabawy. A jedną z sytuacji gdzie to widać jest poprawne
skonfigurowanie karty graficznej w laptopie.
Zanim jednak przejdziemy do sedna sprawy musimy mieć kontekst. W „nowoczesnych laptopach” możemy często znaleźć dwie karty graficzne – szczególnie jeśli mówimy o high-endzie czy laptopach gamingowych – „wbudowaną” w procesor, często nazywaną kartą zintegrowaną, czy kartą dedykowaną / zewnętrzną. Takie rozdzielenie ma sens jeśli chodzi o laptopy i ich pracę na baterii. Karta zintegrowana jest wolniejsza i słabsza, ale dzięki temu pobiera o wiele mniej prądu czy też nie nagrzewa aż tak jak karta zewnętrzna. A karta dedykowana jest zaś silniejsza, ale skraca czas pracy na baterii i mocniej nagrzewa laptopa.
Idealnie by było gdybyśmy mogli uruchamiać gry czy inne aplikacje multimedialne na dedykowanej karcie graficznej, zaś całą resztę na zintegrowanej. I tak działa obsługa kart na Windowsie – przy uruchamianiu aplikacji możemy wybrać z którego procesora graficznego ma korzystać. A w niektórych przypadkach system sam wybierze najlepszą opcje.
Jak można się domyślić, tak to nie działa na Linuksie. Po części pewnie dlatego że system graficzny w każdej dystrybucji (czyli X Windows) pierwsze wydanie miał w 1984 roku, czyli 35 lat temu. Innym winowajcą będzie też słaba obsługa takiego mechanizmu przez sterowniki, dlatego że producenci kart graficznych nie uważają Linuksa za platformę gamingową czy też domową.
Kończąc wstęp, posiadam laptopa Dell Inspiron (którego nie
polecam) z dwoma kartami graficznymi: zintegrowaną od Intela i
dedykowaną od Nvidi.
Problem
Out of the box, zamknięte sterowniki do karty graficznej pozwalają na przełączanie się między nią a zintegrowaną. Takie rozwiązanie ma jednak trzy problemy, pierwsze – by zmienić kartę należy się co najmniej wylogować, drugie – gdy mam odpaloną kartę graficzną laptop się nagrzewa nawet gdy nic się nie jest uruchomione (na przykład jest wyświetlany tylko pulpit), trzeci – czas baterii jest mocno skracany.
Sterowniki otwarto źródłowe, czyli nouveau, nie są
wcale lepsze w tym względzie. Dlatego na potrzeby tego artykułu je
pominę i będę stosował tylko i wyłącznie oficjalne od Nvidii.
Co chcemy więc zrobić? Chcemy by można było uruchamiać per
aplikacja dedykowaną kartę graficzną bez obawy o to że laptop
będzie się niepotrzebnie nagrzewał czy skracał czas baterii.
Taki problem miałem na Ubuntu Mate przy aplikacji Spotify. Z jakiegoś powodu aplikacja po obudzeniu laptopa postanowiła być odpalona na pełnym ekranie.
Funkcje otwarcia na pełnym ekranie posiada samo spotify (aktywować można ją w prawym dolnym rogu), ale nie było to to. Po pierwsze, dlatego że widok okna się nie zmienił (wyglądało ono tak samo jak na zdjęciu wyżej), a po drugie nie dało się tego wyłączyć przy pomocy przycisku ESC.
Dlaczego coś takiego się działo? Błąd w systemie, środowisku graficznym czy możne nawet samym spotify (sprawdzając w sieci nie byłem odosobniony z takim błędem). Z perspektywy czasu usunięcie skrótu klawiszowego – który zmieniał tryb okna – pomogło i takie błędy się mi nie pojawiają. Nie wiem jednak dlaczego ten skrót był aktywowany. Na pewno nie naciskałem go świadomie.
Ale jak to można wyłączyć oprócz restartu komputera czy ubicia samej aplikacji? Z pomocą przychodzi terminalowy program: wmctrl. Najpierw musimy pobrać tytuł okna (jeśli go znamy to można ten krok pominąć):
wmctrl -l
U mnie wynik działania tego programu wyglądał tak:
psychob@rgb-lighthouse#192.168.0.24!13:41:40
$ ~ wmctrl -l
0x01200003 -1 rgb-lighthouse Górny panel
0x01200017 -1 rgb-lighthouse Dolny panel
0x01600006 -1 rgb-lighthouse x-caja-desktop
0x04600003 0 rgb-lighthouse Mozilla Firefox
0x0500000b 0 rgb-lighthouse Urządzenia Bluetooth
0x05400007 1 rgb-lighthouse psychob@rgb-lighthouse: ~
0x07600001 5 rgb-lighthouse P.O.D. - Roots in Stereo
0x08200059 0 N/A KeePass
0x04600191 0 rgb-lighthouse Monitoring server-side ECS application with Prometheus and Grafana (see post) : gamedev - Mozilla Firefox
0x0460030c 3 rgb-lighthouse Mozilla Firefox
0x03800007 5 rgb-lighthouse Terminal
0x04800008 4 rgb-lighthouse Skróty klawiszowe
U mnie spotify aktualnie nazywa się: P.O.D. - Roots in Stereo. By zmienić tryb wyświetlania okna należy wykonać następujące polecenie, przy czym nie musimy wpisywać całej nazwy, na przykład:
Największym
plusem Linuksa jest to że można go mocno spersonalizować i
dostosować do swoich potrzeb. W tym wpisie opiszę konfiguracje z
której ja korzystam i która – mam nadzieje – ułatwi Wam w
jakiś sposób korzystanie z Linuksa.
GRUB
Jedną z pierwszych rzeczy którą pamiętam przy korzystaniu z
Linuksa było to że przy uruchamianiu go zawsze wyświetlał się
log zamiast tak zwanego splash screenu. Aktualnie nie jest to
jednak domyślna konfiguracja. By to zmienić należy zmodyfikować
plik: /etc/default/grub i zmienić
linie:
GRUB_CMDLINE_LINUX_DEFAULT="quiet splash"
na:
GRUB_CMDLINE_LINUX_DEFAULT=""
Po modyfikacji należy wykonać następujące polecenie:
sudo update-grub2
Snap
Snap jest jednym z wielu menedżerów paczek który jest dostępny
na Linuksa – głównie na Ubuntu i ich różnego rodzaju
dystrybucje. Jego plusem jest to że dystrybuuje aplikacje razem z
zależnościami i umieszcza je w stosownym sandboxie.
Nie miałem z nim problemów, do czasu aż nie zauważyłem że wrzuca wszystkie zainstalowane aplikacje do /var/snap: który u mnie jest na mniejszym – szybszym dysku. Jako że przez snapa zainstalowałem między innymi dockera, nie podobała mi się perspektywa by cały dockerowy cache, volumeny i tego typu pliki przetrzymywać na dysku systemowym. Ale jako że nie jest to windows, można ten katalog przenieść w inne miejsce.
By przenieść snapa, nie można po prostu przenieść katalogu i
zrobić symlinka, jako że snap korzysta z AppArmour które
tego typu zachowań nie lubi. By go przenieść, musimy więc
zamountować odpowiedni katalog.
Na samym początku należy wyłączyć samego demona snapa:
services snapd stop
Gdy już to zrobimy należy – jako root – skopiować zawartość katalogów: /var/lib/snapd i /var/snap do nowych lokalizacji – tam gdzie ich miejsce, przy okazji z oryginałów robiąc backup:
Bash jest domyślnym shellem w Ubuntu i wyłącznie z tego powodu jest tym z którego korzystam. A skoro już z niego korzystam, to miło jest go sobie spersonalizować. Tutaj jedyne co opiszę to jak zmodyfikować $PS1, czyli tak zwany prompt.
Najprostszą rzeczą przy modyfikacji promptu, jest skorzystanie z gotowych generatorów, na przykład z bashrcgenerator.com. Na tej stronie wystarczy wyklikać sobie wymarzonego prompta, i gdy skończymy to wystarczy wygenerowany kod dodać na końcu pliku: ~/.bashrc.
Ale skoro już upiększyliśmy sobie prompta, to fajnie byłoby
gdyby wyświetlał nam brancha jeśli jesteśmy w jakimś
repozytorium. By to zrobić, należy do $PS1
dodać następujące wyrażenie:
$PS1 +="\$(__git_ps1 '(%s) ')"
Ale nie zadziała to tak od razu, bo potrzebujemy mieć jeszcze definicje funkcji __git_ps1, można ją znaleźć na stronach githuba. By wszystko zadziałało, należy dodać przed skorzystaniem z w/w funkcji kod który dołączy ten plik do naszego ~/.bashrc.
Docker jest jednym z tych narzędzi które na stałe weszły do
zestawu narzędzi każdego dewelopera (czy tego chce czy nie), więc
dobrze jest go sobie poprawnie skonfigurować.
By nie było potrzeby przełączanie się na roota za każdym
razem gdy chcemy coś zrobić z naszymi kontenerami, warto dodać
naszego użytkownika jako zaufanego. By to zrobić należy dodać
siebie do grupy docker.
sudo usermod -a -G docker psychob
Przy czym może zdarzyć się to, że po zainstalowaniu dockera, nie
będziemy mieli takiej grupy. W takim wypadku należy ją stworzyć:
sudo groupadd docker
Docker domyślnie korzysta z sieci 172.12/16, może być to dość
niefortunne gdy w naszym domu lub pracy korzystamy z takiego zakresu,
na szczęście łatwo jest to zmienić w konfiguracji. W pliku
/etc/docker/daemon.json (lub jeśli
zainstalowaliście dockera przez snapa to:
/var/snap/docker/current/config/daemon.json),
należy dodać następującego json’a:
SSH jest wygodnym sposobem na uwierzytelnienie siebie w
komunikacji z innymi serwerami. W szczególności jeśli korzystamy z
szyfrowania asymetrycznego i kluczy RSA.
Zawsze gdy konfiguruje na nowo system, to nigdy nie pamiętam
jakie uprawnienia mają mieć pliki id_rsa i
id_rsa.pub:
chmod 0600 id_rsa # RW only for owner
chmod 0644 id_rsa.pub # RW for owner, Read for anyone else
Innym problem zaczyna się wtedy, gdy musimy korzystać z większej ilości kluczy, jak wtedy zarządzać nimi by ssh samo wiedziało który klucz służy do jakiego połączenia? Służy do tego plik ~/.ssh/config.
Należy w nim wymienić zapisać hosty z którymi się chcemy
łączyć, jak i kluczy z których powinien korzystać.
Host work.git.com
HostName work.git.com
User git
IdentityFile ~/.ssh/id_rsa_work
Host github.com
HostName github.com
User git
IdentityFile ~/.ssh/id_rsa
Bardzo dużo czasu spędziłem na Windowsie i przyzwyczaiłem się
do konfiguracji firefoxa która jest domyślnie na tym systemie. Co
prawda nie rozumiem dlaczego różni się ona między systemami, ale
pewnie jest to jedna z tych rzeczy które dawno temu zostały
ustalone i nikt nie chce ich teraz zmienić.
By zmienić niżej wymienione rzeczy należy wejść na stronę
about:config i zmienić następujące rzeczy:
Co
jest zmieniane
Klucz
Wartość
Klawisz
backspace odpowiada za cofnięcie się do poprzedniej strony
browser.backspace_action
2
Firefox
nie wyłącza się gdy zamkniemy ostatnią kartę
VIM jest jednym z tych narzędzi na którego ludzie lubią
psioczyć, nie bez powodu. Jest to trudne w obsłudze narzędzie
które ma tą zaletę że jest w zasadzie zainstalowane wszędzie.
Można je nawet ulepszyć stosując odpowiednią konfiguracje, a taka
znajduje się na wiki
vima. Dla mnie jest wygodniej jak wyłączy się obsługę myszy:
" Enable use of the mouse for all modes
" set mouse=a
Projekty przy których pracujemy mogą być bardzo duże, dlatego
środowiska programistyczne od jetbrains sugerują by dostosować
konfiguracje systemu. Dzięki zmianie konfiguracji PHPStorm czy
jakiekolwiek inne środowisko od nich będzie potrafiło szybciej
indeksować zmiany w naszym projekcie.
By zwiększyć maksymalną ilość obserwowanych plików należy utworzyć nowy plik: /etc/sysctl.d/60-jetbrains.conf, z zawartością:
# Set inotify watch limit high enough for IntelliJ IDEA (PhpStorm, PyCharm, RubyMine, WebStorm).
# Create this file as /etc/sysctl.d/60-jetbrains.conf (Debian, Ubuntu), and
# run `sudo service procps start` or reboot.
# Source: https://confluence.jetbrains.com/display/IDEADEV/Inotify+Watches+Limit
#
# More information resources:
# -$ man inotify # manpage
# -$ man sysctl.conf # manpage
# -$ cat /proc/sys/fs/inotify/max_user_watches # print current value in use
fs.inotify.max_user_watches = 524288
Z jakiegoś powodu, gdy zainstalowałem spotify przez snapa,
środowisko graficzne – u mnie jest to mate – nie potrafiło
wyświetlić go przy widgecie który odpowiadał za głośność
systemu.
Poprawienie tego było proste, należało zmienić nazwę jednego
pliku:
Słowo ‚Walka’, dobrze opisuje to co trzeba robić by sprawić by ten system i aplikacje do niego dołączone były, może nie dostosowane (o czym ja marzę), ale sprawnie działały.
Na co dzień, normalnie korzystam z aplikacji Open Source. Jest to związane z moim przyzwyczajeniem do nich, z tym że nie stać mnie na kupno „wychwalanej pod niebiosa” komercyjnej alternatywy i na końcu dlatego że aplikacje typu Open Source są często lepsze niż ich zamknięte alternatywy (np: Kadu jest o niebiosa lepsze niż Gadu Gadu, choćby ze względu na to że nie ma reklam).
Problemem jednak z przejściem z wersji Windowsowych na wersje Linuksową jest historia i ewolucja tych systemów. Przykładem może być to że w Serwerze X – czyli w graficznym interfejsie użytkownika – domyślną akcją przypisaną pod środkowy przycisk myszy jest: wklejanie tekstu znalezionego w schowku. Wygodne co nie? Szczególnie gdy pisze się tekst na bloga i nie wie się, że za każdym razem gdy przewija się tekst w górę czy to w dół – dodaje nam się cokolwiek mieliśmy w schowku.
Zresztą o Firefoxie na Ubuntu można by napisać więcej. Np, podczas instalacji miałem opcje by zaimportować moje dokumenty/opcje itp do Ubuntu. Jako, że mi mój katalog Moje Dokumenty nie jest potrzebny w dwóch kopiach, postanowiłem zaimportować tylko ustawienia Firefoxa. I po instalacji się okazało że nic się nie zaimportowało. Well done Canonical.
Chciałem mieć moje ustawienia jednak zaimportowane więc postanowiłem skorzystać z wynalazku Mozilli, który nazywa się: Firefox Sync. Z lekką obawą zastanawiałem się czy uda mi się wysłać na serwery Mozilli cały mój katalog z profilem firefoxa który zajmuje grubo ponad pół gigabajta. Jednak udało się Mozilli zmieścić to wszystko w zaledwie dwóch megabajtach – brawo.
Gdy jednak zacząłem synchronizować mój profil linuksowy z zapisanym profilem windowsowym, okazało się że nie wszystkie dane się zsynchronizowały. Brakowało wszystkich ustawień dodatków – naprawdę jeśli synchronizujemy dodatki, to wypada zsynchronizować też ich opcje – jak i nie wiem dlaczego niektóre z opcji które sobie ustawiłem na Windowsie nie dotarły one na Linuksa, albo zostały nadpisane przez domyślnie ustawienia. Ja się pytam dlaczego? Jeśli już w Firefoxie jest coś takiego jak about:config, to chyba należy zsynchronizować wszystkie jego wartości, bo chyba Ja tak je ustawiłem. Po co mi synchronizacja, która nie synchronizuje ustawień przeglądarki pomiędzy systemami operacyjnymi?
Zostawmy jednak Firefoxa, przejdźmy do samego interfejsu systemu. Można go podsumować dwoma wyrazami: Unity ssie. Można też dodać że bardzo. Nie jest to kompletna porażka jak lolmetro na Windowsie 8, ale nie jest to coś z czego bym chciał korzystać na co dzień.
Co mi tutaj nie pasuje? Po pierwsze pasek menu aplikacji który wzorem idiotycznego UI MacOsa został przeniesiony na stałe na górę ekranu. Prócz paska menu został tam przeniesiony także pasek tytułowy, jednak by nie marnować miejsca został on przeniesiony w to samo miejsce gdzie jest teraz pasek menu aplikacji. I możecie mi zaufać nie jest to wygodne rozwiązanie.
Unity pasek menu
Bardzo ciekawie to wygląda gdy mamy więcej okien na pulpicie, bo wtedy pasek menu/pasek tytułu jest tylko dla tego które jest aktualnie aktywne. Ciekawie więc wygląda to w GIMPie, w którym jeśli aktywne jest jedno z jego miliarda okien – i nie jest to okno główne – to na górze pojawi nam się tylko tytuł tego małego okna.
To wymuszanie by aplikacje miały pasek menu/pasek z tytułem na samej górze ekranu jest o tyle dziwne, że np: programy pisane w Javie, czy przy pomocy biblioteki Qt (które same sobie rysują interfejs) i tak będą miały pasek menu w normalnym miejscu.
Innym problemem z Unity jest konfiguracja – jeśli myślisz że znajdziesz konfiguracje unity w Ubuntowskim panelu sterowania, to jesteś w błędzie. By dostać się do opcji środowiska Unity, należy wpisać ccsm. Dopiero wtedy dostaniemy możliwość trochę lepszego dostosowania interfejsu do siebie.
Znajdują się tam tak zaawansowane opcje jak np: Zmiana skrótów klawiszowych, dodanie nowych wirtualnych pulpitów itp.
Pisząc o Linuksie nie można nie wspomnieć linii poleceń, która jest tutaj o niebo lepsza niż ta z Windowsa. Wszystko co można zrobić w interfejsie graficznym, przez różnego rodzaje aplikacje graficzne, można też zrobić przez linie poleceń. Najczęściej też można zrobić to szybciej niż wyklikując sobie drogę.
I mówiąc szczerze, jeśli ktoś chce wykorzystywać potęgę Linuksa, będzie musiał zaprzyjaźnić się z tym narzędziem. Bo wiele czynności będzie można wtedy wykonać szybciej. Dla przykładu jak szybko na Linuksie, używając „Centrum Oprogramowania Ubuntu”, można zainstalować serwer apache+php+mysql. W linii poleceń można wklepać jedną linijkę:
Co jest IMO wygodniejsze niż znajdywanie wszystkiego po kolei w Centrum Oprogramowania i klikania Instaluj. Jednym z minusów takiego rozwiązania jest jednak to, że należy znać nazwę poprawnego pakietu i dany pakiet musi istnieć w repozytorium. Dla przykładu najnowszej Javy tam nie znajdziecie – ale dobrze że są inne sposoby.
Repozytoria z oprogramowaniem to jest jedna z tych rzeczy których użytkownik Windowsów może zazdrościć użytkownikom Linuksów. Dlaczego? Bo dostają gratis: aktualizacje wbudowane w system, zależności między aplikacjami – czyli jeśli aplikacja A, potrzebuje aplikacji B to podczas instalacji aplikacji A zostaną one zainstalowane obie. Coś podobnego ma – chyba – wprowadzić Windows Store który będzie wybudowany w Windows 8.
Z tym całym systemem pojawia się pewna niedogodność, co się stanie jeśli zainstalujemy nowy program nie poprzez system pakietów, ale np: poprzez rozpakowanie archiwum, na przykład w repozytoriach Ubuntu nie ma aktualnej wersji Netbeansa (w repozytorium jest 7.0.1, a najnowsza to 7.2). By zainstalować jego najnowszą wersje, trzeba ściągnąć go ze strony projektu. Powoduje to, że wszystkie potrzebne zależności (w tym przykładzie Netbeans potrzebuje mieć Javę) musimy MY zainstalować.
Ale też można założyć taką sytuacje: instalujemy pakiet A, który jako swoje zależności instaluje pakiet B. Gdy teraz zainstalujemy nie poprzez mechanizm pakietów nowy program, który potrzebuje do działania pakiet B, to dopóki pakiet A jest zainstalowany – nowy program będzie działać. Jeśli jednak usuniemy pakiet A, to program do zarządzania pakietami sprawdzi że żaden inny program nie potrzebuje już pakietu B i usunie go.
Nie jest to oczywiście błąd samego Linuksa, tylko autora programu który źle rozprowadza swoją aplikację. Taka sytuacja też nie powinna się zdarzyć jeśli wszystko będziemy instalować z repozytoriów.
Kolejnym plusem systemu jest też możliwość korzystania z wielu pulpitów. Jest to chyba jedna z bardziej rozpoznawalnych funkcjonalności Linuksa. Możliwość trzymania wszystkich aplikacji nie na jednym pulpicie tylko na kilku. IMO bardzo wygodne rozwiązanie. Bo nie trzeba szukać gdzie mamy jakąś aplikację, tylko wiemy że dla Firefoxa jest przeznaczony środkowy pulpit.
Minusem jest tutaj podstawowa konfiguracja Unity, dzięki której przy pomocy ALT+TAB można przełączać się tylko do programów na aktualnym pulpicie. Nie wiem też czy jest (może ta opcja jest ukryta), czy można wymusić by dana aplikacja zawsze była uruchamiana na konkretnym pulpicie? Ja niestety takiej opcji nie znalazłem. A wydaje mi się że GNOME coś takiego miał.
To tyle jeśli chodzi o walkę, następny wpis najprawdopodobniej będzie mówił coś o konfiguracji Ubuntu.
Jak się pewnie niektórzy domyślają, nadchodzą mroczne czasy dla właścicieli PCtów. Jednym z sygnałów, jest nowa wersja systemu operacyjnego Windows o numerze 8. Można by się spytać, dlaczego jest to zwiastun zarazy? Jest nimi parę rzeczy, po pierwsze nowy interfejs który ma w przyszłych wersjach zastąpić standardowy pulpit, Metro. Po drugie, jest nim integracja z chmurą (microsoftową) – pomyślcie, by skorzystać ze swojego peceta, musicie zalogować się do chmury. Ale o tym będzie w niedalekiej przyszłości, kiedy to najnowsze dziecko Microsoftu pojawi się w repozytorium MSDN AA politechniki.
Co ma to do Ubuntu? Ma to jedną zasadniczą część wspólną. Gdy już nie będzie odwrotu, gdy już starsze Windowsy nie będą obsługiwane (bo sterowniki itp). Warto będzie mieć drogę ucieczki w inny system operacyjny. Bo o ile w opowieściach, wędrówka w nieznaną może być interesująca, to jeśli chodzi o komputery – to może nie być już takie fascynujące.
Jako swoją dystrybucje, którą będę teraz męczyć, wybrałem Ubuntu, którego mottem jest: „Linux for human beings„, czyli Linuks dla ludzi. Wybrałem tą dystrybucje dlatego, że jest polecana nowicjuszom (ja mam jakieś doświadczenie z Linuksem, ale nie takie by np: zainstalować Gentoo z linii poleceń), posiada ona wsparcie dużej firmy (a nie jest tworzona w garażu przez pasjonatów) i w sieci jest dużo materiałów How To. Więc jest to idealna dystrybucja dla ludzi którzy chcą poznać linuksa. Czytaj dalej „Walka z Ubuntu – instalacja i konfiguracja”→